Gdy doszliśmy do schroniska, przed wejściem gospodarze schroniska trzepali koce po nocujących gościach, najwyraźniej w nie najlepszych humorach (co wywnioskowałam z tonu w jakim ze sobą rozmawiali i na nasze "Buna ziua" ledwo odburknęli). Mieliśmy ochotę coś zjeść, ale na dworze było tak zimno i tak wiało, że dłonie grabiały i trudno było coś zrobić. Dopiero gdy gospodarze schroniska skończyli trzepać koce i zniknęli gdzieś na zapleczu odważyliśmy się wejść do jadalni. Przygotowaliśmy sobie kanapki i zupki błyskawiczne, na odchodnym aby nie było, że za friko korzystaliśmy z jadalni kupiliśmy sobie po jednym piwku na później.
Dalej udaliśmy się szlakiem niebieskiego paska w dół doliną w kierunku hotelu Pastera, w miarę schodzenia robiło się coraz cieplej i przyjemniej. Na dole przy stacji, akurat nieczynnej kolejki linowej był kiosk z fastfoodami, słodyczami i piwem. Posiedzieliśmy trochę obserwując jak przy sąsiednim stoliku prowadzący kiosk, widać człowiek bardziej "światowy", opowiadał dwóm miejscowym pasterzom jakieś historie, a oni słuchali jak zaczarowani.
Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy, również szlakiem niebieskiego paska, w kierunku schroniska Piatra Arsa, które okazało się wielkim kompleksem zabudowań, częściowo w remoncie, do którego prowadziła asfaltowa prawie do końca droga dojazdowa, czyli ogólnie nic ciekawego. Postanowiliśmy iść dalej i zejść do Busteni szlakiem niebieskiego trójkąta, który również jest bardzo stromy i wymagający, chyba jak wszystkie drogi od tej strony. Tą noc spędziliśmy również na Campingu Aviator.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz