niedziela, 10 kwietnia 2016

Bieszczady marzec 2016 cz. 4 ost.

Dzień 5 - 29.03.2016

Wyspaliśmy się, wypiliśmy kawę, zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy dalej. Wydawało nam się, że na pokonanie kolejnego odcinka czerwonego szlaku  - przez Okrąglik do Cisnej  - nie mamy już siły i ochoty postanowiliśmy więc niespiesznie wrócić do kwatery w Wołosatem. Na ten powrót nie mieliśmy żadnego konkretnego planu. Poszliśmy jeszcze do odwiedzanego wczoraj sklepu spożywczego, po drodze obejrzawszy dla porządku "Siklawę Ostrowskich", która wielkim wodospadem nie jest choć jak umiejętnie sfotografować to potrafi wyglądać (można popatrzeć w sieci), na moim zdjęciu jest bardziej taki jak wygląda w rzeczywistości.
Było mi jakoś smutno, że to już prawie koniec wycieczki, pusto - goście przyjeżdżający na przerwę świąteczną wyjechali, mieszkańcy pewnie w pracy.
Szliśmy tak smętnie przez wyludnioną Wetlinę, po drodze w dodatku sprawdziliśmy, że poza sezonem wakacyjnym nie ma żadnego autobusu do Wołosatego czy Ustrzyk Górnych, tylko busy - na dwójkę to by drogo wyszło, więc szliśmy tak dalej, stwierdziwszy, że albo złapiemy stopa albo najwyżej się przejdziemy.
Nie uszliśmy daleko za Wetlinę gdy zatrzymała się bardzo miła pani znana nam ze sklepu spożywczego, podrzuciła nas do Ustrzyk Górnych.
Było dość wcześnie, do Wołosatego też nam się poszczęściło i zostaliśmy podwiezieni przez dwóch chłopaków wybierających się na poświąteczną przebieżkę na Tarnicę.
Zameldowaliśmy się na kwaterze, sprawdziliśmy czy Caddy odpala po czterech nocach stania przy minusowych nocnych temperaturach - wiedziałam, że akumulator jest już na wykończeniu, o dziwo odpalił bez problemu.
Zjadłam coś i jednak postanowiłam wyjść choć trochę w góry, aby przełamać jakiś smutny nastrój, który tego dnia się do mnie przykleił.
Postanowiłam przejść niebieski szlak z Wołosatego na Przełęcz Krygowskiego i z powrotem. Około trzygodzinny spacer. Pomogło, nastrój mi się poprawił. Niebo było zachmurzone ale momentami robiły się w nim ciekawe dziury, którymi wpadało słońce.
Wróciłam i pojechaliśmy na obiad do Zajazdu pod Caryńską. Zanim wróciliśmy był już prawie wieczór, poszliśmy dość wcześnie spać.








































Dzień 6 - 30.03.2016

Wstaliśmy bardzo wcześnie i po szybkiej kawie ruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Bieszczady pożegnały nas piękną panoramą z ośnieżonymi szczytami i Lutowiskami na pierwszym planie. 

Te Święta Wielkanocne zaliczam do wyjątkowo udanych.



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz