sobota, 27 lipca 2013

Gruzja 3_Sighnaghi

Po odwiedzeniu Dawid Garedży łapiemy marszrutkę do Sighnaghi (gruz. სიღნაღი). A raczej pan taksówkarz nam łapie bo my ni w ząb nie umiemy czytać nazw miejscowości w gruzińskim alfabecie, szczególnie na tabliczkach pędzących busów. Jak nie możemy nikogo poprosić o pomoc w rozeznaniu w tych marszrutkach to zatrzymujemy wszystkie jak leci i po prostu pytamy.

Zgodnie z opisami w przewodnikach miasteczko Sighnaghi okazuje się bardzo urocze i malownicze, znajduje się na wzgórzu, z widokiem na dolinę Alazani.
Niedługo po wyjściu z marszrutki zostajemy zwerbowani na kwaterę przez braci Davida i Gurama Zandarashvili, którzy krążą po miasteczku srebrną beemką i szukają potencjalnych chętnych na nocleg. W miasteczku są też hostele koszt. 15gel/os. za spanie w wieloosobowych salach, 20 gel./os. osobne pokoje, tyle też płacimy za pokój w domu rodziny Zandarashvili. Do noclegu dostajemy dzban pysznego czerwonego wina wliczony w cenę, którego większą cześć wypijamy wieczorkiem na baszcie murów obronnych z poznanymi na miejscu polakami.
W Sighnaghi spędzamy dwie noce, włócząć się w masakrycznym upale po uliczkach miasteczka, testując miejscowe wino od każdego sprzedawcy z bazarku ;-). Żeby już się nie kłócili który ma lepsze.





No i jak tu nie usiąść przy stoliku z takim widokiem?


I nie uraczyć się zimnym piwkiem w upalny dzień?










Nasz uroczy pokoik w domu rodziny Zandarashvili.

Zaraz za naszą kwaterką był mały domek z piecem i babcia wypiekała tam co rano tradycyjny chleb - lawasz.












Psia łapka odciśnięta na cegłówce. Ja zawsze wypatrzę takie rzeczy.




Miejscowy bazarek w opuszczonym budynku. Można tu kupić wszystko: czaczę, wino, warzywa, owoce, chleb, ser, przyprawy ...












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz