czwartek, 28 czerwca 2012

Szwecja i Norwegia - lipiec 2011 cz.1

Na początek mapka poglądowa:

Przejechaliśmy ponad 7000 km, myślę, że przegięliśmy, sama nie wiem na cholerę było tyle kilometrów jechać, no ale Wojtek wymyślił sobie Nord Kapp, w samochód wlaliśmy ponad 376L paliwa (oczywiście nie na raz ), średnia cena litra paliwa - diesel - w całej wycieczce wyniosła 6,37zł (coż - skandynawia), średnie spalanie, mimo że wiele jeździliśmy po górach wyniosło 5,36L/100km - czyli całkiem nieźle - to pewnie dobre skandynawskie drogi a może paliwo u nich lepsze, bo w Polsce mi ten samochód pali koło 6L, w mieście powyżej.
Jak łatwo można obliczyć z powyższych danych na paliwo wydaliśmy majątek, niestety na wycieczkę rowerową nie mieliśmy czasu - trwała by chyba ze 3 miesiące a mieliśmy 'tylko' i 'aż' 3 tygodnie.


Dzień 1
09.07.2011 sobota

Przejechanych kilometrów - 124,00


No więc po intensywnych przygotowaniach, wcześniejszym zrobieniu zapasów żywności, napojów wyskokowych (wódka, piwo) i niewyskokowych (mleko, woda, pepsi, soki), zorganizowaniu opieki dla naszych 5 kotów oraz 9 tymczasowych, wyruszamy w sobotę rano , godz. 9 mamy zarezerwowany prom: Gdynia - Karlskrona.
Rano znosimy ostatnie bagaże do samochodu, niestety czeka nas niemiła niespodzianka - ktoś za***ał nam przednie wycieraczki od samochodu :x , akurat dziś :x , całe miesiące samochód stał w tym miejscu pod blokiem i nic nigdy nie zginęło, a akurat dziś komuś były potrzebne nasze wycieraczki.
Po drodze na prom zahaczamy jeszcze dwie stacje benzynowe, niestety na żadnej nie mają wycieraczek pasujących do naszego auta (ma jakieś nietypowe zaczepy), na dalsze poszukiwania wycieraczek nie ma już czasu, musimy jechać na prom, a mi już skóra cierpnie na myśl ile będą kosztowały wycieraczki w Szwecji.
Na prom okrętujemy się bez problemu. Rejs trwa 10 godzin, mamy okazję obejrzeć Gdynię z innej strony, od strony portu, stoczni, potem widać nawet nasz blok, ja myślę o kotach, trochę się martwię.
Gdy już ląd ginie nam z oczu zaczyna robić się nudno, po obadaniu oferty promowego sklepu (drogo), promowych restauracji i barów (drogo), znajdujemy zaciszny pokład na tyle statku i przysypiamy na leżaczkach - jakoś tak wychodzi z nas zmęczenie i nerwówka ostatnich dni przed wyjazdem plus delikatne kołysanie morza i miarowy szum silników, dzięki przysypianiu te 10 godzin rejsu mija jakoś przyzwoicie i niebawem witamy Karlskronę.
Prom dobija do Karlskrony punktualnie czyli o 19.00, ale zanim po kolei powypuszczają pojazdy mija jeszcze trochę czasu, jedziemy w kierunku Kalmaru, zamek w Kalmarze już kiedyś zwiedzałam, więc teraz sobie darujemy bo robi się późno a trzeba jeszcze poszukać miejsca na nocleg.
Przejeżdżamy przez most na wyspę Olandię, tam kierujemy się na północną część wyspy, nie musieliśmy daleko jechać, całkiem dobrym miejscem do zanocowania wydała nam się polanka nieopodal kamienia Karlevistenen.
Ponieważ paliwo i promy zżerają prawie cały nasz budżet na ten wyjazd, to przez całą wycieczkę skwapliwie korzystamy ze skandynawskiego prawa do biwakowania 'na dziko'.
Oprócz nas nocuje nieopodal ale w kamperze jakaś para szwedów. Miejsce jest dobre bo są kibelki, stół z ławeczkami - zapobiegliwi skandynawowie wszędzie, nawet w środku lasu przy byle parkingu robią kibelki i inne zaplecze turystyczne o czym będziemy mieli okazję się potem przekonać.
Rozbijamy namiot, robimy jakieś kanapki na kolację, wypijamy sobie po polskim piwku Kasztelanku, ale niestety choć wieczór ciepły i przyjemny to uprzykrzają go komary, specjalne kadzidełka-spiralki odstraszające komary w które zapobiegliwie się zaopatrzyłam, na otwartym terenie działają średnio, ale z namiotu skutecznie wypraszają nieproszonych gości, więc zmuszeni jesteśmy udać się na spoczynek, bo na zewnątrz nie da się posiedzieć tak tną.
Noc upływa bez żadnych niespodzianek, w nocy zarejestrowałam jakiś przelotny deszczyk, ale rano zastajemy doskonałą pogodę.








Dzień 2
10.07.2011 niedziela

Przejechanych kilometrów - 472,00


Ruszamy w kierunku Sztokholmu, gdzie czeka na nas meta w postaci mieszkania Wojtka kuzynki, która akurat spędza urlop na polskich mazurach. Dzięki tej wymianie wakacyjnej mamy darmowy nocleg w Sztokholmie co jest nieocenionym udogodnieniem. Mamy jeszcze w Sztokholmie towarzystwo do włóczenia się po mieście w postaci drugiej kuzynki Eweliny i jej chłopaka szweda.

Droga z Olandii do Sztokholmu mija nam bardzo szybko, tylko w Norkopping jest nawałnica, ale zaraz za miastem znów słońce, drogi doskonałej jakości, doskonale oznaczone, samochód łyka kilometry aż miło, nawet w Sztokholmie do którego wjechaliśmy pierwszy raz w życiu się nie zgubiliśmy, a nie mamy żadnego gps, bardzo łatwo rozpoznaliśmy odpowiedni zjazd i bez problemu dojechaliśmy tam gdzie mieliśmy dojechać - jestem pod wrażeniem szwedzkiego oznaczania dróg.

Późne popołudnie i wieczór spędzamy na włóczeniu się po mieście.

Dzień 3
11.07.2011 poniedziałek

Przejechanych kilometrów - 0,00


Mamy cały dzień na Sztokholm, najpierw włóczymy się po Gamla Stan czyli ichniej starówce, potem zwiedzamy Vasa museet - gdzie mają cały ponad 300-letni statek, który zatonął zaraz po zwodowaniu w 1628 roku , potem znowu włóczymy się po mieście, zwiedzamy knajpki tańsze i droższe i tak uływa nam czas do późnej nocy.
Statek Vasa

Nie, nie znam tej pani, ale wyglądała tak uroczo...

Nie będę wklejała zdjęć głównych zabytków Sztokholmu, można je sobie znaleźć w necie i albumach w lepszej jakości, części zdjęć też nie wstawię, bo są tam tzw. osoby trzecie, które może niekoniecznie chcą być publikowane, więc takie mniej typowe zdjęcia:


Dzień 4
12.07.2011 wtorek

Przejechanych kilometrów - 184,00


Cóż, skutki dnia poprzedniego nie pozwoliły nam wyruszyć w dalszą drogę wcześnie rano, tak jak planowaliśmy, aby ktokolwiek z nas nadawał się na drivera musimy odczekać jeszcze parę godzin, więc na spokojnie kawka, śniadanko, jeszcze mały spacerek po Sztokholmie, ale nie po centrum tylko jesteśmy na jednym z osiedli mieszkaniowych - bardzo nam się podoba, że tyle tu zieleni wszędzie, no i nigdzie nie zauważyłam kotów potrzebujących pomocy, a nie tak jak u nas, że strach na podwórka wchodzić i w bramy zaglądać.
W drogę wyjeżdżamy dopiero przed 15.00  daleko nie zajechaliśmy - jakoś nam się nie chciało - wyjeżdżamy ze Sztokholmu autostradą E04 i niedaleko za Uppsalą (bodajże zjazd nr 193) zjeżdżamy na boczne drogi, niedaleko miejscowości Sederfors znajdujemy idealne miejsce na biwakowanie nad malowniczym i bardzo spokojnym jeziorem.  Super miejsce droga 292 w kier. Gavle przejeżdża przez taką jakby wyspę, z obu stron jest mostek, na wyspie są miejsca do biwakowania, kibelek, stoły nawet - pewnie czasem korzystają z tego wędkarze. Gdyby ktoś się wybierał to polecam to miejsce można się rozbić nawet dużą grupą.
Wojtek poszedł wędkować a ja delektowałam się spokojem ogólnie. Z wędkowania nic nie było, złapały się dwie ryby ale za małe żeby je jeść i zostały natychmiast wypuszczone. Na kolację jemy gulasz z puszki z kaszą gryczaną. Bardzo polecam puszki gulaszowe prod. niemieckiej zakupione w Lidlu, z takiej jednej puszki za około 9zł po doprawieniu 'po naszemu' mamy całkiem dobry obiad/kolację dla 2 osób.



Czerwony punkt to bardzo przyjemne miejsce na darmowe biwakowanie :ok: Polecam.
Ale jesli ktoś woli to w Soderfors jest camping również.

Dzień 5
13.07.2011 środa

Przejechanych kilometrów - 330,00


Rano wita nas piękna pogoda, na spokojnie robimy kawę, śniadanko, myjemy się, zbieramy nasz dobytek do samochodu i ruszamy w dalszą drogę.
Jedziemy drogą 292, dojeżdżamy do drogi 56, potem 80 dojeżdżamy nad jezioro Silian (największe jezioro krainy, w której jesteśmy - Dalarny).
Symbolem Dalarny są malowane koniki - o takie:
Obrazek 

Po drodze zajeżdżamy jeszcze do malowniczej wioski Sundborn (kilkanaście kilometrów na wschód od Falun), sama wioska jest przeurocza, jest w niej wiele zabytkowych budynków, a przy nich przepiękne zadbane ogródki, miejscową atrakcją jest dom artysty Carla Larssona.

W Sundborn: marzenie Wojtka - dom w którym z okna można łowić ryby:


Bardzo podobają mi się takie tradycyjne płotki z żerdzi widywane w wielu szwedzkich wsiach:
Nad jeziorem Silian pierwszą miejscowością, którą odwiedzamy jest Rattvik, gdzie warte zobaczenia jest najdłuższe ponoć na świecie molo na jeziorze - ma 628m, potem zaglądamy jeszcze do malutkiego miasteczka Mora, po niedługim spacerze robimy małe zakupy spożywcze i ruszamy w dalszą drogę (trasą nr 45 na północ) powoli rozglądając się za miejscem na nocleg.

Na nocleg znajdujemy idealne miejsce polankę nad uroczym jeziorkiem, po prawej stronie drogi 45, gdzieś przed miejscowością Sveg
(jest to północny koniuszek jeziora Tandsjon):

Dzień 6
14.07.2011 czwartek

Przejechanych kilometrów - 619,00


Przemieszczamy się nadal drogą nr 45 na północ. Trasa staje się dość monotonna: na przestrzeni setek kilometrów ciągnie się taki tundrowy krajobraz rozległe bagna, porośnięte karłowatymi brzózkami i sosenkami gdzieniegdzie urozmaicony jeziorkami, droga jest prosta i równa jak stół, miejscowości są nieliczne i małe, dopuszczalna prędkość na drodze 100km/h, zieleń jest obłędnie zielona - jakby zieleńsza niż gdziekolwiek - nie mogę się napatrzeć.
Bardzo żałujemy, że nasz samochód nie ma tempomatu, bo noga cierpnie od trzymania gazu w jednej pozycji, jazda samochodem na tej trasie jest tak prosta i efektywna, ze pomimo, ze w trasę ruszamy po 11.00 a miejsca na nocleg szukamy już po 17-18.00 to ponad 600km mija nam prawie niezauważalnie.

Znajdujemy miejsce na nocleg w pobliżu jeziorka Vilatjarnen.
Noc urozmaica nam jakaś bardzo ciekawska i odważna myszka - która biega wokół całego namiotu ale już pod tropikiem i próbuje dostać się do namiotu, daje nam spokój dopiero jakdałam jej kawałek chleba.

2 komentarze:

  1. Heh - dużo szczegółów - jak rozmawialiśmy, to tyle nie słyszałem. :)

    A o Rumunii i/lub Bułgarii też planujesz coś dodać?

    OdpowiedzUsuń
  2. No własnie piszę, z czasem pouzupełniam.
    I inne wycieczki też z czasem dodam.

    OdpowiedzUsuń