Trasa około 6000 km, w ciągu 20 dni.
Samochód, który przez kolejne prawie 3 tygodnie będzie naszym małym domkiem na kółkach - Reno Traffic
Dzień 1 Trasa: Gdynia - Tylawa
Nasz pierwszy nocleg na campingu w Tylawie, bardzo miło i tanio.
Jest wszystko co potrzeba, nawet ciepła woda.
Dzień 2
Trasa: Tylawa - Petrosani (Rumunia) przez Słowację i Węgry.
Przez Słowację i Węgry jedzie się ekspresowo, na Węgrzech drogi bardzo dobre, nawet nie korzystaliśmy z autostrady a i tak jechało się bardzo wygodnie i szybko.
Tutaj już droga przez jakieś miasto w Rumunii:
Do Petrosani dojeżdżaliśmy już nocą, było ciemno, a miejscowa młodzież na krętej górskiej drodze urządzała sobie dzikie przejażdżki samochodami - momentami było niebezpiecznie.
Dzień 3
Trasa: Petrosani (Rumunia) - Vratsa (Bułgaria)
Drogi i oznaczenia w Rumuni i Bułgarii pozostawiają wiele do życzenia, oznaczenia są albo ich nie ma, są niekonsekwentne, właściwie za każdym razem wjeżdżając do większego miasta trzeba z niego wyjechać 'na czuja' i dopiero po nazwach miejscowości zorientowac się na jaką trase nas wyrzuciło.
Przejeżdżając przez Craiową na przykład chcieliśmy kierować się na Vidyn a wyjechaliśmy na Bechet, po drodze przejeżdżając przez cygańskie przedmieścia.
Cygańskie domy - pałacyki:
Dunaj przekraczamy promem, z którego korzystają głównie tiry
Przeprawa przez Dunaj
Nocleg w górach nieopodal miasteczka Vratsa. Okazuje się, że na górze jest mleczarnia, dawniej na okolicznych wzgórzach wypasano krowy i od razu była tam mleczarnia, teraz mleko dowozi się tam cysternami, zabawne to jest jak rano jadą bardzo wąska i krętą drogą cysterny z mlekiem pod górą, po to aby w wysoko położonej mleczarni robić z tego mleka przetwory.
Dzień 4
Trasa: Vratsa - Borovets
Dojeżdżamy do miejscowości Borovets, jest już późne popołudnie, jest to górska miejscowość gdzie własciwy sezon to sezon zimowy, w lato właściwie jest dość spokojnie, jest dużo hoteli, turystów mało, ceny niewysokie, ale my mamy nasze auto, nie potrzebujemy hotelu.
Zatrzymujemy się na parkingu, poznajemy tam parę starszych Niemców (koło 80!), którzy podróżują przerobioym samochodem Iveco, który mają tak urządzony, że jest to mały domek na kókach, sa w podróży już 8 tygodni, w ciągu tej podróży byli w Gruzji, Azerbejdżanie... zazdroszczę i przy okazji postanawiam zapamiętać: na realizowanie marzeń nigdy nie jest za późno.
Samochód pary Niemców w tle na poniższym zdjęciu:
'Wypasiony' hotel w Borovcu oraz bardziej popularne takie większe hotelowce:
Nasza umywalka w Borovcu.
W całej Bułgarii bardzo popularne są takie różne punkty poboru wody zasilane przez naturalne źródełka, bardzo często są przy szosie, przy parkingach. Jest to bardzo praktyczne - można się umyć, napić. Piłam tą wodę niejednokrotnie bez przegotowania i obyło się bez sensacji żołądkowych.
Dzień 5
Samochód zostawiamy na parkingu w Borovcu. Pakujemy plecaki i udajemy się na kolejkę linowa, która podwozi powyżej lasu w kierunku szczytu Musała. Pozwoliliśmy sobie na oszczędzenie paru godzin marszu przez las.
Już na szlaku.
Pogoda dopisuje. Wejście na Musałę jest bardzo łatwe, nie ma żadnych niebezpiecznych miejsc, wspinaczek, przepaści.
To było chyba 'najtrudniejsze' miejsce taka osuwająca się ścieżka.
Zdobywamy Musałę - dla mnie najwyższy szczyt na jakim dotychczas byłam.
Na szczycie znajduje się stacja meteorologiczna i mały sklepik, kupujemy piwo Zagorka, na szczycie jako zasłuzone zwieńczenie wędrówki smakuje doskonale.
Kolejny nocleg koło schroniska Granczar:
"Łazienka" przy schronisku Granczar
Dzień 6
W nocy trochę popadało, ale namiot dał radę, rano się wypogodziło i ruszamy dalej do schroniska Rybni Ezera
Krowy wypasające się w górach, są śliczne - takie czyste.
Rozbijamy się niedal;eko schroniska Rybni Ezera.
Kot mieszkający przy schronisku Rybni Ezera
Schronisko Rybni Ezera
Przepyszny omlet w schronisku Rybni Ezera - śniadanko pierwsza klasa.
Ze schroniska Rybni Ezera schodzimy do Monastyru Rilskiego.
Ciąg dalszy w Bułgaria i Rumunia 2010 - cz.2.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz