Dzień 6 ( 6 września, niedziela).
Mieliśmy dużo szczęścia z pogodą na Gerlach, następnego dnia już się zachmurzyło i przepadywało.
Na zjeździe od Śląskiego Domu Tomek zgubił kask, postanowiliśmy go znaleźć, co o dziwo się udało, był w krzakach niedaleko schroniska. Potem pojechaliśmy do Zakopanego go zwrócić. Na nocleg wróciliśmy na naszą ulubioną polanę za Jurgowem.
Charakterystyczny "nocnik" Gerlacha.
Dzień 7 ( 7 września, poniedziałek).
Pogoda całkiem się popsuła, od rana padało i nie wyglądało jakby miało przestać, my jeszcze czując zakwasy we wszystkich mięśniach rąk i nóg nie mieliśmy nic przeciwko "zero day" i odpoczynkowi. Ech zmiękliśmy i nie chciało nam się spędzić tego dnia w busie, złamaliśmy się i podjechaliśmy do naszej niezawodnej pani Ludmiły w Bukowinie Tatrzańskiej. Wzięliśmy pokój dwuosobowy z łazienką na jedną noc (koszt 100zł dla 2 osób, jeżeli zatrzymacie się tam na dłużej cena będzie niższa). Gorący prysznic, telewizor, ech co za luksusy. Przeszliśmy się tylko na malutki spacerek w okolicy.
Willa "Boży Dar" w Bukowinie Tatrzańskiej
Dzień 8 ( 8 września, wtorek).
Wypogodziło się, plan był na dłuższą wędrówkę. Kilkudniową. Zostawiliśmy auto w Jaworzynie Tatrzańskiej i ruszyliśmy na szlak. Niebieskim szlakiem przez Jaworową Dolinę do Velke Biele pleso i potem czerwonym do Chaty pri Zelenem Plese. Okazało się, że szlak jest zamknięty, jednak nie tylko my zdecydowaliśmy się zaryzykować i przejść, na szczęście obyło się bez kar. Noclegi w Chacie pri Zelenem Plese od pobytu rok wcześniej trochę podrożały, za stryszek płaciliśmy 18,50 euro za osobę, nic się nie zmieniło w kwestii wypasionego śniadania w formie samoobsługowego bufetu.
Dzień 9 ( 9 września, środa).
Po świetnym śniadaniu ruszyliśmy dalej, wreszcie udało się wejść na Wielką Świstówkę od strony Doliny Białej Wody, do trzech razy sztuka, wcześniej zawsze coś stanęło na przeszkodzie. Niedługi odpoczynek zrobiliśmy przy stacji kolejki na Łomnicę, wypiliśmy po piwku i ruszyliśmy dalej. Kolejny przystanek na jedzenie przy Chacie Zamkowskiego. Dalej doliną do Teryho Chaty. Nie było już miejsc noclegowych, nawet na podłogę, pewnie gdybyśmy zostali to wieczorem nie wygonili by nas, ale, że pogoda była piękna, nie było ryzyka opadów, i temperatura też miała być znośna to stwierdziliśmy, że spędzimy noc pod gwiazdami. Doszliśmy aż na Lodową Przełęcz, wcześniej ktoś nam powiedział, że są tam dobre miejsca na nocny biwak, prawie się już ściemniło, nie było sensu iść nigdzie dalej, prawie obok nas chodziły kozice chyba trochę zdziwione obecnością kogokolwiek w tym miejscu o tej porze.
Chata pri Zelenom Plese.Widok na Tatry Bielskie z podejścia na Wielką Świstówkę.
Widok na Zielony Staw Kieżmarski, widoczny jest szlak od schroniska na Jagnięcy Szczyt.
Łomnica.
Łomnica.
Zamkowskiego Chata.
Dzień 10 ( 10 września, czwartek).
Noc była zimna ale cudowna, księżyc jasno świecił, niesamowita widoczność, droga mleczna i milion gwiazd, które wydawały się być tak blisko jak nigdy, dookoła granie najwyższych szczytów. Prawie nie spaliśmy z wrażenia. Nad ranem gdy tylko zaczęło świtać zwinęliśmy się i zaczęliśmy schodzić w dół zielonym szlakiem do Doliny Jaworowej.
Na zejściu w dogodnym miejscu zrobiliśmy postój na kawę i śniadanie. Wzmocnieni ruszyliśmy dalej, wstawał dzień, wychodziło słońce. W końcu zeszliśmy do poziomu kosodrzewiny, tu natrafiliśmy na wielkie kupska niedźwiedzia na szlaku, wiedzieliśmy, że i ten szlak jest zamknięty dla turystów, więc aby nie natknąć się znienacka na misia na wszelki wypadek głośno ze sobą rozmawialiśmy i podśpiewywaliśmy. Dopiero potem już na pozoiomie lasu spotkaliśmy jednego chłopaka idącego do góry, następnych ludzi dopiero za rozejściu pod Muraniem.
W końcu doszliśmy do samochodu, zaliczyliśmy ochrzan od słowackich leśników za parkowanie w bocznej drodze pod lasem, na szczęście obyło się bez mandatu. Pojechaliśmy do Jurgowa, zrobiliśmy zakupy, wróciliśmy na naszą ulubioną polanę, zamówiliśmy obiad z dowozem w barze w Jurgowie.
Wykapaliśmy się i odpoczywaliśmy. Późnym popołudniem gdy już zaczynało zmierzchać przeszliśmy się jeszcze po lesie w pobliżu, natrafiliśmy na tropy niedźwiedzia, całkiem spore a odbite pazury robiły wrażenie, wracaliśmy już po ciemku ale na wszelki wypadek szosą.