Dzień 15 - 28.09.2018 Porto - Ota - Serriera
Rano wyspani, oprani, odpoczęci zwinęliśmy nasz biwak, zrobiliśmy zakupy w markecie i ruszyliśmy asfaltem do Oty gdzie byliśmy przedwczoraj aby wrócić na szlak i pokonać kolejny etap Tra Mare e Monti czyli dojść do Serriery.Dojść do Serriery nawet nam się udało ale był to dzień w którym pech nas nie opuszczał, a Tre Senores - góra widoczna prawie przez cały dzień zdawała śmiać się z nas.
Był uciążliwy upał, było gorąco i parno, droga pod górę męczyła, w miarę sprawnie doszliśmy do Oty, gdzie zrobiliśmy sobie krótki odpoczynek w cieniu przy źródełku w miejscowości, nabraliśmy wody w butelki na drogę i po dłuższej chwili ruszyliśmy dalej. Szlak prowadził dalej pod górę, nieopodal ścieżki rosła okazała opuncja z licznymi czerwonymi owocami, co za diabeł nas podkusił spróbować tego, owszem owoce są smaczne, smak podobny do arbuza ale nie tak wodnisty, owoc jest słodszy i bardziej mięsisty, ale te maleńkie igiełki, o grubości mniejszej od włosa, poprzyczepiały się do palców, powbijały wszędzie i nie sposób ich było wyjąć bo były praktycznie niewidoczne, odczuwalne było tylko denerwujące swędzenie. Tak, że ogólnie opuncji dotykać nie polecam, chyba, że macie jakieś sposoby na te igiełki.
Dalsza część szlaku nadal prowadzi pod górę, szliśmy mozolnie, pocąc się i rozcierając swędzące od opuncji ręce, szlak idzie w większości wśród krzewów makii, jest jednak kilka spektakularnych punktów widokowych. W końcu dochodzimy do źródła, zaraz za którym rozciąga się płaskowyż Pedua, tam wreszcie zamiast stromego podchodzenia pod górę płaska ścieżka, prawie droga i chyba tak zadowoleni z tej prostej ścieżki gdzieś w okolicy Capu San Petru nie zauważyliśmy odbicia na dalszą część szlaku, zaszliśmy tą drogą o wiele za daleko, zanim się zorientowaliśmy, że opuściliśmy szlak zeszliśmy już drogą cały kawał w dół, nie chciało nam się wracać już pod górę aby odnaleźć zgubiony szlak, droga zdawała się schodzić do asfaltu idącego od Porto w kierunku Patrimonio i Curzu. Trudno postanowiliśmy kontynuować wędrówkę tą drogą, droga była tak stroma, że trudno było iść nią pieszo, a o dziwo były na niej ślady kół, musiał być to jakiś kład, chociaż naprawdę trudno mi było sobie wyobrazić na tej drodze jakikolwiek pojazd kołowy.
W końcu doszliśmy do asfaltu, kontynuowaliśmy wędrówkę nim az doszliśmy do miejsca gdzie odchodzi jedna droga do Serriery, druga w dół do plaży Bussaglia.
Poszliśmy do Serriery, mała, spokojna wioska, jest malutki sklepik, asortyment naprawdę skromny, ale można kupić najpotrzebniejsze artykuły. Było już późne popołudnie, trzeba było szukać miejsca na nocleg, zaczęliśmy kierować się w dół w kierunku rzeki, po drodze trafiliśmy na knajpkę, gdzie przysiedliśmy na chwilę, zamówiliśmy po jednej małej Pietrze (3e), była cudownie zimna.
Jedno co nam się w tym dniu pięknie udało to nocleg, zeszliśmy do rzeki, była tam kładka na druga stronę, a po drugiej stronie wprost wymarzona polanka na biwak, nieopodal strumień z wydrążonymi w skałach basenikami do kąpieli, w których woda wcale nie była zimna.
Rozbiliśmy namiot, zjedliśmy kolację, wykąpaliśmy się w strumyku, spokojnie poszliśmy spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz