wtorek, 21 sierpnia 2012

Słowenia - Triglavski N.P. - w drodze do Chorwacji

Dzień 1 piątek - 20.07.2012

Ten wyjazd choć długo planowany, nie został w ogóle zaplanowany. Przed wyjazdem wszyscy mieli taki nawał pracy i obowiązków, że gdy w końcu nastał dzień wyjazdu nikt nie miał siły gdziekolwiek jechać.
Prawda jest taka, że wyjazd był zaplanowany na piątek rano i cała czwórka uczestników obudziła się w piątek niespakowana, i z nastawieniem "pierdolę, nigdzie nie jadę, dajcie mi święty spokój".
Ogólnie wyjazd miał być do Czarnogóry, ale większość czasu spędziliśmy w Chorwacji ale co tam: " bunkrów nie ma ale i tak jest pięknie".


W końcu jakoś się spakowaliśmy i pojechaliśmy przed siebie, na zdjęciu widać jak podwórkowa kotka Kropal kontroluje nasze przygotowanie do wyjazdu. Pierwszy nocleg mamy w Czechach koło Hradec Kralove.
Po drodze jemy obiad - tradycyjnego schabowego - w końcu nie wiadomo co nam przyjdzie jeść potem.


Dzień 2 - 21.07.2012 - sobota

Z Hradec Kralove jedziemy przez całe czechy, Austrię i wjeżdżamy na Słowenię. W Słowenii zostajemy na nocleg w miejscowości Dovje koło szczytu Triglaw.
Niestety na autostradzie mieliśmy mały wypadek - straciliśmy lewe boczne lusterko - jakaś zmiana organizacji ruchu, pachołki ustawione zbyt blisko pasa ruchu i niestety pożegnaliśmy się z lusterkiem.
Z tego powodu niedzielę postanawiamy spędzić w Słowenii  w górach, bo w niedzielę lusterka i tak nie załatwimy.

Dzień 3 - 22.07.2012 - niedziela

Na Słowenii zatrzymujemy się na campingu z widokiem na góry w miejscowości Dovje.




Wybieramy się w góry z miejscowości Mojstrana z doliny Vrata. Wchodzimy na przełęcz Luknja.











Prawdziwe fiołki alpejskie.






piątek, 17 sierpnia 2012

Czarnogóra 2012

Dzień - 14 -  02.08.2012 - czwartek
Odstawiamy połowę wycieczki na lotnisko w Dubrowniku, a właściwie nie w Dubrowniku tylko jakieś 20km za i ruszamy w kierunku Czarnogóry, Montenegro - wreszcie cel naszej wycieczki.
Jednak nie jest łatwo - okazuje się, że droga do Montenegro wygląda jak poligon, wszędzie roboty drogowe, asfalt wcięło a kopara rozgarnia nam co większe kamienie sprzed samochodu żebyśmy mogli przejechać, zachciało mi się jechać boczną drogą ;-), chociaż w drodze powrotnej okazało się, że główna była w podobnym stanie.


Granicę przekraczamy szybko i sprawnie, chociaż kontrola jest, ale zaglądają tylko w dokumenty nasze i auta oraz zielona karta dla pojazdu. Niedaleko granicy zaraz przed Herceg Novi zatrzymujemy się aby wziąć trochę kaski z bankomatu, no i od razu koty, dobrze, że miałam saszetkę w zanadrzu, zakupioną jeszcze przez Doro.


A potem Boka Kotorska - przepiękne widoki, strome góry schodzą do morza, piękne miasteczka.







Nocujemy na campingu "Naluka" w miejscowości Morinj (14,5 euro za 2 osoby + auto), koło campingu ma ujście rzeka spływająca z gór, woda w niej jest naprawdę lodowata, co okazuje się zbawienne w tych upałach, w rzece można chłodzić piwo, woda jest tak zimna, że po piwo trzeba wchodzić szybko bo nogi wykręca.


Camping bardzo przyjemny, cień dają drzewka pomarańczowe. 

Wieczorem mały spacerek na wzgórze, gdzie jest urokliwy kościółek.


Dzień 15 - 03.08.2012 - piątek

Na campingu mieszka młodziutki kotek, właściciel campingu dba o niego, kociak  umila wszystkim czas, ciągle bawi się wesoło i jest bardzo towarzyski.



Rozumiem, że przez tą jaskinię można jakimś skrótem przejść do Sopotu ;-), jednak nie chciałam sprawdzać co jest w głębi i do Trójmiasta wróciliśmy tradycyjną drogą naziemną.


Boka Kotorska z charakterystycznymi wysepkami kościelnymi.





Miasteczko Kotor:















To już wysepka Sv. Stefan niedaleko Budvy, widok tej wysepki widniał na okładkach większości przewodników po Czarnogórze, niestety na wysepkę nie  można wejść, jest prywatną własnością.



Można jedynie poleżeć na plaży z widokiem na wysepkę Sv. Stefan za jedyne 50 Euro (sam wstęp na plażę), jak widać zbyt wielu chętnych nie było.



Dzień 16 - 04.08.2012 - sobota
Zatrzymujemy się na campingu o sympatycznej nazwie "Utjeha", na campingu jest mało miejsca ale obrotna kierowniczka campingu Sonia zawsze ma miejsce, płacimy 10 euro (za 2 osoby, namiot i auto), i całkiem miło spędzamy czas w cieniu starych oliwek.
 





Wreszcie wiem co to jest ten Burek, napis pojawiał się już wcześniej i zastanawiało mnie co to jest, teraz wiem to jest ciasto takie warstwowe z nadzieniem serowym bądź mięsnym:


Tutaj w wersji serowej:






Figi można sobie po prostu zerwać z drzewa, z czasem nauczyłam się po dotyku rozpoznawać, które są dość dojrzałe do zjedzenia, a które jeszcze nie.

 

Dzień 17 - 05.08.2012 -niedziela
Prawie cały dzień schodzi nam na przemieszczeniu się spod Ulcinj do miejscowości Plav , ale sama droga jest bardzo malownicza prowadzi częściowo przy jeziorze Szkoderskim, potem przez Podgoricę, potem koło kanionu rzeki Tary, pokonujemy samochodem przełęcz, gdzie pijemy pyszną kawę za 70 centów, cały czas jest niemiłosierny upał około 40 stopni Celsjiusza, momentami wyświetla się 41, 42. Do Plav dojeżdżamy późnym popołudniem, zatrzymujemy się na campingu "Lakevievs", z którego widać okazale całą górę Visitor, którą bardzo lubimy bo już o 18.00 zachodzi za nią słońce i wreszcie temperatura zaczyna spadać.




Podobno najstarsze drzewo Europy. Stara maslina.





Dzień 18 - 06.08.2012 - poniedziałek

Tej nocy na campingu "Lakevievs" jesteśmy jedynymi turystami wraz z dwoma kierowcami autobusu. Kierowcy - Czesi muszą czekać kilka dni na wycieczkę rowerową, którą przywieźli a która krąży na rowerach gdzieś po okolicy (swoją drogą ci Czesi to też mają zdrowie, w takich upałach jeździć po górkach). Dość szybko zakumplowaliśmy się z Czechami - kierowcami. Prawie cała noc upłynęła na dyskusjach i degustacjach śliwowicy morawskiej, rakiji chorwackiej i czarnogórskiej.

Rano mimo nocnego imprezowania budzimy się pełni werwy, chyba jeszcze nie do końca trzeźwi, ale dzięki chłodnej nocy jeszcze wierzymy, że idziemy w góry. Pakujemy plecaki, zamykamy samochód, sąsiad gospodarza campingu zawozi nam samochodem (oczywiście mercedesem) z Plav do Gusinje. Z głośników leci taka super lokalna muzyczka, jakaś bałkańska taka. 
W Gusinje zatrzymujemy się w kawiarni na kawę (30 centów), mimo, że Gusinje to mała miejscowość, jest w nim kilka kawiarni, miejscowi od rana siedzą przy stolikach, kawę podaje się bardzo mocną, parzoną w tygielkach wraz ze szklanką zimnej wody.
Wzmocniwszy się kawą ruszamy w kierunku gór, temperatura stopniowo rośnie, słońce grzeje niemiłosiernie.
Udało nam się dojść do końca wioski Vusanje - jakieś 6km i Wojtek pada, dalej nie pójdziemy, wracamy na camping (podwozi nas, a jakże mercedesem, młody miejscowy chłopak), Czesi mają z nas niezłą polewkę.



















Stare budownictwo w Vusanje.










Nowe budownictwo koło Vusanje o estetyce dla mnie trudnej do ogarnięcia.
Niestety tak piękny górski krajobraz miejscowi okrutnie zaśmiecają, rzeka i jej okolice koło Vusanje pełna jest śmieci.













W oddali góry Prokletije, sobie są i się z nas śmieją ;-)





Jezioro Plavsko pełne jest raków, wieczorem wyłaziły na liście i na brzeg.




Nad jeziorem Plav.


Prokletije - Góry Przeklęte - byliśmy tak blisko ale góry nie wpuściły nas, nie daliśmy rady zbyt duży upał. Wychodzi na to, że wybraliśmy się w nieodpowiednim terminie. Wierzę, że co się odwlecze to nie uciecze i jeszcze kiedyś schodzimy czarnogórskie i albańskie góry.




Blisko granicy a Albanią bardzo dużo samochodów jeździ na amerykańskich rejestracjach.