Dzień 3 (poniedziałek 08.06.2020)
Obudziliśmy się wcześnie, sprawnie zwinęliśmy obóz i po śniadaniu i kawie ruszyliśmy dalej. Zejście z asfaltu koło agroturystyki na mokre od porannej rosy łąki, wypłoszyliśmy dwie sarny, dalej lasem, po wyjściu z lasu przed zejściem do Kątów postraszył nas trochę deszcz ale ogólnie rozszedł się zbytnio nas nie mocząc. Na samym zejściu do wsi Katy trochę gubiliśmy szlak, ale za to wypogodziło się i widoki były piękne.
W kątach jest pizzeria (akurat była zamknięta) i bardzo dobrze zaopatrzony sklep.
Po niewielkich zakupach postanowiliśmy usiąść na chwilę na ławeczce nad rzeką Wisłoką, wykorzystałam sytuację i grzejące słońce aby umyć włosy.
Ruszyliśmy dalej, najpierw znów przez wzgórza pokryte łąkami aby za chwilę wejść na teren Magurskiego Parku Narodowego, mozolne podejście na Kamień potem jeszcze bardziej strome na Kolanin, za Kolaninem a przed Świerzową natrafiliśmy na jedną z kilku wiat turystycznych gdzie postanowiliśmy spędzić noc. Było spokojnie, nikt i nic nas nie niepokoiło.
Dzień 4 (wtorek 09.06.2020)
Wyspani i zadowoleni ruszyliśmy rano dalej, las był mglisty i tajemniczy, leciutko padał deszcz lub może to tylko z drzew spadały krople, przeszliśmy Świerzową, Magurę, po drodze nabraliśmy wody ze źródła. Zejście do Bartnego jest chyba najgorszym fragmentem trasy GSB, woda stoi po kostki, nie ma jej jak ominąć bo wszędzie ogrodzenia lub krzaki przez, które trudno się przedrzeć z plecakiem, w końcu dotarliśmy do schroniska PTTK "Bacówka w Bartnem", właściciel właśnie wsiadał w auto i odjeżdżał, poinformował nas, że czynne od 13.00, było koło 10 czy 11 rano.
Tomek miał całkowicie przemoczone buty a w tym momencie praktycznie rozwalające się, tak to był błąd wziąć te buty, ale myśleliśmy, że jeszcze ten wyjazd przetrwają, niestety ostatni fragment szlaku dobił je na amen. Do tego znów zaczęły doskwierać stare kontuzje kolan.
Postanowiliśmy dostać się do samochodu. Okazało się to o wiele trudniejsze niż sądziliśmy.
Zeszliśmy do wsi Bartne, ucieszył nas widok przystanku autobusowego i nawet jakiś autobus miał być o 12.00 czyli za jakieś pół godzinki, ale zaraz zaraz, jakaś literka - legenda: "kursuje w dni nauki szkolnej", no cóż koronawirus, szkoły zamknięte, autobusów nie ma.
Akurat drugą stroną szosy przechodził pop, zażartował, że na autobus to będziemy do września czekać.
Cóż pozostało nam łapanie okazji, obawialiśmy się, że w okresie koronawirusa będzie to bardzo trudne, ale akurat z Bartnego zabrała nas bardzo miła pani, poopowiadała trochę jak żyje się w tych wsiach odciętych od świata, bez połączeń komunikacyjnych, bez sklepów (są tylko objazdowe), zawiozła nas do Gorlic.
Wydostanie się z Gorlic okazało się bardzo trudne, z godzinę bezskutecznie łapaliśmy stopa, zniechęceni już poszliśmy szukać jakiejś miejscówki na obóz, ale nie było zbyt ładnie, zniechęceni wróciliśmy znów do szosy spróbować jeszcze raz, i jest udało się, wziął nas bardzo miły pan w autku ledwo trzymającym się kupy, nadrobił drogi z 11km aby dowieźć nas do punktu gdzie będzie nam łatwiej ruszyć dalej, z trudem bo nie chciał przyjąć wcisnęłam mu 20zł, choć na paliwo.
Potem poszło już szybko, kolejne dwa auta i byliśmy znów w Dukli, doszliśmy do naszego autka, postanowiliśmy tu zostać na nocleg.
Akurat odbywały się charytatywne biegi na Górę Cergową, tak poznaliśmy dwóch policjantów, którzy w ten dzień pokonywali trasę.