Dzień 1 (sobota 06.06.2020)
W zeszłych latach zazwyczaj na GSB jeździliśmy w okolicach Wielkanocy czyli wczesną wiosną, nierzadko w górach było jeszcze sporo śniegu, za dnia bywało ciepło ale za to nocą był mróz, teraz przez koronawirus wyjechaliśmy w czerwcu, powiem szczerze, że w czerwcu chodzi się ciężej: upały, burze, nawałnice a co za tym idzie wszechobecne błoto, ale każda pora roku ma swój urok.
Wyjechaliśmy późno, koło 10.00, ale nie przejmowaliśmy się tym, nie musieliśmy tego dnia dojechać do celu, przerobiliśmy sobie prowizorycznie dostawczaka na cele mieszkalne, choć to za wiele powiedziane, wstawiliśmy podest na materac z palety oraz niewielką komodę, no ale przynajmniej o noclegi nie musieliśmy się martwić. Po drodze w Piotrkowie Trybunalskim zrobiliśmy zakupy w Biedronce. Dojechaliśmy do okolic Szczucina, gdzie w okolicach mostu przed rzeką Wisłą zaparkowaliśmy na uboczu auto, przygotowaliśmy sobie kolację: bułki z serem i pomidorem i tam spędziliśmy spokojnie noc.
Dzień 2 (niedziela 07.06.2020)
Obudziliśmy się jak zwykle koło 6.00 rano, z niezadowoleniem zauważyłam, że zapomniałam zabrać szczoteczki do zębów (no nie ma wyjazadu żeby czegoś nie zapomnieć), po kawie i śniadaniu, po 7.00 ruszyliśmy dalej w trasę, celem było dojechanie do Dukli gdzie na pobliskiej Cergowej Górze zakończyliśmy etap szlaku GSB w zeszłym roku.
W Dukli byliśmy po 9.00, zaszliśmy jeszcze do jedynego otwartego sklepu, zrobiliśmy ostatnie zakupy: pieczywo i napoje, podjechaliśmy na malutki parking w Cergowej skąd zaczyna się podejście na Cergową Górę.
Trochę nam zajęło zapakowanie plecaków i ruszyliśmy, było bardzo ciepło, dość parno a podejście jest strome, ale jak to na początku mieliśmy jeszcze dużo sił, więc podejście szło sprawnie.
Od wieży widokowej, gdzie zakończyliśmy czerwony szlak rok temu ruszyliśmy dalej w dół w kierunku Pustelni Świętego Jana, ten fragment szlaku jest chyba mało uczęszczany bo zarośnięty krzakami, ale szło się całkiem przyjemnie bo w dół, drzewa i krzewy zapewniały cień i wiał lekki wiaterek, te przyjemności skończyły się jednak gdy doszliśmy do szosy gdzie skwar i duchota były trudne do zniesienia, szybko przeszliśmy uczęszczaną szosę by znów skryć się w cieniu drzew. Po niedługim czasie doszliśmy do kościółka przy Pustelni Świętego Jana z Dukli, akurat trwała msza, usiedliśmy sobie na trawie, na uboczu i zjedliśmy kanapki, po krótkim odpoczynku ruszyliśmy dalej lasami, szło się całkiem lekko i przyjemnie dopóki przed Chyrową znów nie trzeba było wyjść na asfalt, skwar znów dawał się we znaki.
Zbierało się na burzę, postanowiliśmy zostać tu na nocleg, upatrzyliśmy sobie małą polankę ukrytą za krzakami w dolinie rzeczki Iwielki, rozbiliśmy tam namiot.
Poszliśmy jeszcze na obiad do restauracji "U Schabińskiej", polecam: porcje słuszne jak dla wędrowców, ceny przystępne, obiad kosztował 20zł. Jest to jedyny obiekt w Chyrowej nie licząc agroturystyk, oferuje również noclegi. W Chyrowej nie ma sklepu.
Wykąpaliśmy się w rzece i poszliśmy spać, w nocy kilka razy lało i błyskało ale zmęczeni szybko zasnęliśmy, namiot dał radę.